Rodzina Zygmuntów

 

Rodzice pana Jana Zygmunta

 

Piotr Zygmunt ur. 1889 r.

 

Elżbieta Zygmunt z d. Tyrcz

 

 

Dzieci Piotra i Elżbiety

Maria Zygmunt-Sulik ur.02.1922 r. w Kaczanówce. Zmarła 06. 1946 r. w Bobrzanach

Jan ur.23.08.1931 r. w Kaczanówce

Michał, ur.29.09.1924 r. w Kaczanówce

Mama Elżbieta, Tata Piotr, Janowiec 3, z synami Janem i Michałem

 

Małżeństwo Jana i Janiny Zygmunt

Jan Zygmunt ur.23.08.1931 r. w Kaczanówce Janina Zygmunt ur.16.05.1938 r. w Kaczanówce

 

Dzieci Zygmuntów

bliźnięta –Zdzisław i Krystyna urodzeni 10.03.1958 r.

i Teresa ur. 29.11.1959 r.

 

Opowieść Jana Zygmunta

 

Jan Zygmunt miał 15 lat, gdy 17 marca 1946 roku wraz z rodziną i sąsiadami musiał opuścić rodzinne strony (wieś Kaczanówkę, pow. Skałat, woj. Tarnopol) gdzie wszyscy żyli i pracowali od pokoleń i wyruszyć pociągiem ze stacji Podwołoczyska w nieznane.

Pamięta wiele, bo nie był już małym dzieckiem. Nie od razu też dotarł z rodziną na Dolny Śląsk. Pierwsze próby osiedlenia to była Wielkopolska. Zakwaterowano 5 rodzin w budynku zarządcy w dużym majątku w Lipkach Wielkich za Gorzowem, koło Santoka, ale poszczególne gospodarstwa były praktycznie ogołocone ze wszystkiego i po trzech tygodniach zdecydowali się pojechać na Dolny Śląsk gdzie wcześniej część znajomych i rodziny pojechała. W taki to sposób znalazł się w Szprotawie i dołączył do innych osób z Kaczanówki, które się w okolicy osiedliły. Wszyscy myśleli, że tymczasowo. Okazało się, że na zawsze.

Podróż z Kaczanówki

Na Dolny Śląsk przyjechało około 400 osób. Znam ich wszystkich. Pociąg stojący w Podwołoczyskach liczył około 30 wagonów. Ludzie wieźli zboże ze sobą, na nim spali. Nie pomyśleli, żeby w Kaczanówce wszystko sprzedać i zabrać ze sobą ruble, które miały dobry kurs w Polsce. Czasem taka podróż trwała i miesiąc. Ruscy nie interesowali się nami. Od Przemyśla mieliśmy Polaka opiekuna, który prowadził skład. Czasem dostawaliśmy jedzenie: bochenek chleba na 7 osób, grochówkę.

Gdy pociąg stawał, każda rodzina rozpalała przed pociągiem ognisko aby zagrzać wodę. Było zimno, mżył często deszcz jak to w marcu i choć minęło tyle lat gdy wiosną mży, czuć zapach dymu, to ja jestem tam na wagonach.

Kaczanówka na starej mapie niemieckiej

 

Jaka była Kaczanówka?

Duża, nowoczesna, przed wojna był zrobiony chodnik dla pieszych. To był ewenement. Szkoła jedna, kościół, Dom Ludowy ukraiński, Dom Polski, sklep ukraiński przed wojną i potem też za Ruskich (nazywał się kooperatywa).

Na drogach był tłuczeń, jeździło się konnymi wozami.

Tłuczeń był wapienny, dał się ociosywać. Z niego budowano też domy.

Pod drogi przygotowywano najpierw podkład, potem przywożono wapieniaki, młotkami na długich trzonkach tłuczono je. Drogę zasypano tłuczniem ręcznie a potem wałowano. Wał był potężny, był ciągnięty przez 8 koni od dziedziczki.

Przed wojną co 10 lat był robiony spis. W 1926 roku w Kaczanówce żyło ponad 3600 osób, było ponad 1200 numerów posesji. Mieszkało 7 rodzin żydowskich, 200 rodzin Ukraińców i 1000 rodzin Polaków. Ukraińcy mieli cerkiew. Polacy nie mieścili się w kościele pod wezwaniem św. Michała Archanioła a kościelny nie wchodził na chór z tacą.

Mieszkaliśmy praktycznie na samej granicy. W linii prostej były 4 km do rzeki granicznej Zbrucz a drogą 5-6 km.

Na Kresach nie było u nas tarć. Nikt nie nazywał sąsiadów Ukraińcami tylko Rusinami.

Dzieci czasem śpiewały: „tu pagórek tu dolina, w dupie będzie Ukraina” a oni „Lachy za San, na Mazury”.

Wszystko zmieniło się na przełomie 1942 i 43 roku. Kaczanówka była polska i nikt nie zginął mimo iż naokoło banderowcy mordowali Polaków. Uciekali oni z innych miejscowości do Kaczanówki. Polacy mieli broń w ramach ochotniczego „batalionu” porządkowego. We wsi był dzwon alarmowy w gorzelni, gdy cokolwiek się stało bił na alarm.

Kaczanówka – Wesele 24 lutego 1919 roku

 

Kościół w Kaczanówce przed i po wojnie

W Kaczanówce był kościół rzymsko-katolicki pod wezwaniem św. Michała Archanioła pochodzący z 1796 roku.

Po 1945 roku Ruscy urządzili w  nim magazyn zbożowy a potem MTS – magazyn paliwowy.

Kaczanówka – Katarzyna Kowal i Anna Lis I Komunia św. 1939 rok

W Kaczanówce pozostało około 70 rodzin – mieszanych małżeństw. Po wojnie Polacy pochodzący z Kaczanówki odbudowali kościół.

Mieliśmy w Warszawie ojca chrzestnego i on nas mobilizował, urządzaliśmy zbiórki, kupowaliśmy dolary, bo było wysokie przebicie, jeździliśmy i odnawialiśmy. We wnętrzu nie było nic.

Byliśmy na otwarciu, kupiliśmy szaty liturgiczne, bo tam nic nie było. Przyjeżdża ksiądz z Podwołoczysk odprawiać Mszę św.

Był pan o nazwisku Kulaszka, pochodzący z Kaczanówki. On ufundował dzwon, zawieźliśmy go na 200. lecie kościoła i zamontowaliśmy pamiątkową tablicę. Pojechało 2. księży mających korzenie w Kaczanówce (już nie żyją).

Zaangażowanym w odbudowę kościoła i śledzącym losy Kaczanowiaków był Jan Czop[i] z Warszawy ze swoją żoną.

 

Księża w Kaczanówce

Niedaleko kościoła św. Michała Archanioła była plebania, kancelaria, salka katechetyczna, gdzie były zebrania z młodzieżą męską i żeńską a obok mieszkał wikary.

W Kaczanówce był taki proboszcz, że mama i tato prowadzili gospodarstwo, zatrudniali parobka, mieli konia, gospodarowali na 25 morgach ziemi co wynosi około 15 ha.

Proboszczem w Kaczanówce był późniejszy proboszcz w kościele św. Elżbiety we Lwowie a potem biskup w diecezji gorzowskiej (ks. Tadeusz Załuczkowski).[ii]

 

Zabawy z bratem w Kaczanówce

Myśmy mieli tam na wschodzie las. Był to las chłopski. Był też las pański. Tam rósł dąb, grab, jesion – twarde drzewa. Sosen nie znano, nie rosły. A między nimi rosły dzikie czereśnie. Dęby rosły 20 lat i więcej lat.

Brat Michał wspinał się na dąb i przyciągał gałęzie czereśni i bujał się.

Ciekawa rzecz – czereśnie nie zerwane wysychały na drzewie ale szpaków nie było.

Goście pana Jana wspominają, że w sadach czereśniowych przy granicy z Francją, też nie było szpaków. Natomiast w Bawarii już było pełno szpaków w winnicach.

Śpiewanie w Kaczanówce

Na Kresach śpiewało się zawsze i wszędzie. Nikt nie zwracał uwagi czy śpiewa po polsku czy po ukraińsku.

Po polsku śpiewało się więcej pieśni patriotycznych i żołnierskich.

Tu pan Jan Zygmunt śpiewa przeróbkę pieśni „Hej, ty ojcze atamanie” oraz piosenkę „Zanućmy ten wesoły śpiew”

ZANUĆMY TEN WESOŁY ŚPIEW

Zanućmy ten wesoły śpiew, ten śpiew nad wszystkie śpiewy,
aby się nam nie nudził czas – hej! Do cywila wnet pójdziemy.

Rekrucie masz karabin mój, jam stary rezerwista.
Weź bagnet, pas i naboje, hej! Na mnie czeka wieś ojczysta.

Porucznik nas zapytuje, czy chcemy awansować.
A my mu odpowiadamy – nie! rany chcemy dziś całować.

Zostańcie wy, porucznicy, zostańcie majorami.
A gdy Ojczyzna powoła nas, to pójdziemy razem z wami.

Pan Jan zadaje retoryczne pytanie: A co teraz śpiewają?

„Z kamieniem w ręku, z dzieckiem na ręku,
Na rezerwistów czekały”.

 

Edukacja szkolna pana Jana Zygmunta

Uczyłem się w 5 różnych ustrojach szkół. Czy mogłem być dobrze nauczony?

Do pierwszej klasy poszedłem w 38 roku, zdałem do drugiej a 1 września wybuchła wojna. Szkoła w Kaczanówce była trzyklasowa, powstała jeszcze za Austrii. W 1938 roku budowano nową. Potem były tzw. czwartki. W każdy czwartek zbierała się młodzież na kursach. Wszechobecne było błoto. Pod szkołą były skrobaczki, a nawet pamiętam jak dyrektor (nazywał się Harczuk) sprawdzał w pierwszej klasie czy uczniowie mają czyste buty.

Za ruskich znów wzięli mnie do pierwszej klasy (szkoła ośmioklasowa – 7 klas i zerówka) i ponownie ją skończyłem jak tę w II RP. Weszli Niemcy i doszedłem do klasy czwartej. Po klęsce pod Stalingradem (luty 1943 rok) znów przyszli ruscy i skończyłem piątą klasę, szóstą, poszedłem do siódmej ale nie skończyłem bo trzeba było wyjeżdżać.

Byłem za duży do 7. klasy i jakoś przetrwałem do 1948 roku i poszedłem do Liceum Rolniczego w Szprotawie. Najstarszym klasom urządzono w szkole palarnię.

 

Ze swoich wyjazdów do Kaczanówki w szkole, którą zapamiętałem jako przestronną, z 6. salami lekcyjnymi, kancelarią, obszernymi korytarzami, zrobiono hotel dla żołnierzy. Za Ruskich uprawiano w kołchozie buraki ale nie radzono sobie i ściągano wojsko do prac polowych, zbioru i załadunku. Potem Rosjanie pobudowali trzypiętrową szkołę zbiorczą.

Jan Zygmunt w 2016 roku

Pierwszy ksiądz w kościele w Chichach

Przyjeżdżał odprawiać Mszę św. ksiądz ze Szprotawy, Niemiec.

Ksiądz miał wózeczek na kółkach, w którym miał kielich, ornat, mszał i przychodził pieszo do Chich z tym wózeczkiem. Odprawiał po łacinie, bo wszyscy modlitwy po łacinie znali a kazanie czytał z kartki po polsku ale nie za bardzo mu to wychodziło. Wkrótce wyjechał do Niemiec. W Małomicach nie było księdza.

Księża byli szprotawscy. Jeśli nie przyjechali to my wozami jeździliśmy do Szprotawy.

Przyszedł ks. Józef Marek w 1958 roku, który dawał mi ślub. Potem ks. Włodzimierz Hajdukiewicz[iii]. Był unitą i przybył na Dolny Śląsk w ramach akcji Wisła. Miał żonę i dzieci. Trochę nas to dziwiło ale był księdzem.

Jak w Chichach i Bobrzanach zakładano kołchoz

W latach 50 jak stalinowcy szumieli, koniecznie chcieli zakładać kołchozy w Chichach i Bobrzanach. Przyjechali agitatorzy, namawiali, straszyli.  Nie przewidzieli, że ludzie z Kresów widzieli jak działają kołchozy nad Zbruczem po zajęciu ich ziem przez ruskich. W zimie nawet dym nie leciał z kominów bo nie mieli czym palić.

 

Działalność społeczna pana Jana Zygmunta

Jan Zygmunt 2016 rok

Przez wiele lat pan Jan Zygmunt był przewodniczącym rady w Małomicach. Ludzie go wybierali. Jeździł na szkolenia i wciąż miał problemy ze swoim nazwiskiem. Pamięta doskonale czasy komuny, zwalnianie nieprawomyślnych, donoszenie, potem gnębienie działaczy Solidarności.

Uczestniczył w zabiegach, dzięki którym w 1958 roku powstała parafia św. Jana Chrzciciela w Chichach. Pisał pisma i jeździł z delegacją do Kurii z prośbą o zmianę proboszczów, jeśli z jakiegoś powodu nie służyli dobrze Kościołowi i ludziom. Zbierał wspólnie z ludźmi pieniądze na wykup ziemi pana Helwika w Bobrzanach na plebanię.  Jednemu z księży kupili motor aby mógł dojeżdżać do parafian i kościoła filialnego w Witkowie.

Współorganizował też zjazdy Kaczanowiaków a potem kresowiaków z Podola, Brzeżan, Kopyczyńców. Spotykali się oni w pierwszą niedzielę lipca w Częstochowie przez wiele lat. Im byli starsi, tym mniej osób mogło jechać. Docierali na odsłonięcie  obrazu i potem była specjalna Msza św. za Kresowiaków.

Walka zwykłych ludzi z komuną

W Szprotawie władze komunistyczne zamieniły pomnik niemieckiego botanika[iv] na pomnik przyjaźni polsko-radzieckiej. Tyle, że musieli pilnować, bo wciąż znikała z niego gwiazdka. Co miesiąc znikała i żadna straż nie była w stanie upilnować. Aż zrobili pomnik pod szkolą.

Kolej w Podwołoczyskach

Z Kaczanówki do Podwołoczysk[v] było 6 km. Biegła linia kolejowa do Podwołoczysk, budowali ją jeszcze Austriacy.  Lwów – Kijów główna linia. Pan Jan opisuje jak odbywało się zawracanie pociągów.

Śpiewanie po wojnie

Podobnie jak na Kresach, tak i na Dolnym Śląsku śpiewało się chętnie i przy każdej okazji. Nie było telewizorów, radia, więc śpiewało się. Pan Jan opowiada, jak byli zaproszeni na wesele do Wrocławia. Ona ze Szprotawy, on z Wrocławia, po studiach we Wrocławiu.

Pojechali w kilka osób, on z żoną, pan Dupla z żoną. Oczywiście zaczęli śpiewać. Weselni goście wzięli ich za zespół artystyczny, do śpiewu dołączył jeden z gości rekomendując się skończonymi dwoma latami studiów w konserwatorium muzycznym.

Za to śpiewanie dostali piwo. W puszkach. Wtedy (lata 70-80) można je było kupić tylko w PEWEX[vi]-ie.

Jan Zygmunt artystą

Jan Zygmunt lata 50-te

W 1946 roku w Janowcu była ogromna sala, większa niż świetlica w Chichach. Ja na niej występowałem jako „artysta”. Tu gdzie Lis ma hurtownię mieszkał krakowiak – pan Gruca[vii], który liznął reżyserki. Robiliśmy jasełka. Ja byłem Herodem.

Uratowaliśmy tę salę. Trzeszczała w szwach. Światła nie było, lampami oświetlaliśmy, wszyscy chcieli się rozerwać.

W Janowcu był nawet kabaret. Występowali Piotr (niewyraźne nazwisko)?, który mieszka w Bobrzanach, Waldek Chuchra grał na skrzypcach i umiał poprowadzić chór.

W Chichach moja żona śpiewała w chórze czterogłosowym.

Pan Jan zademonstrował jak ćwiczyli śpiewanie na głosy.

W Chichach grali „Moralność pani Dulskiej” autorstwa Gabrieli Zapolskiej (grała też pani ludwika Chuchra). A jak ładnie wyszło! Do Chich przyjeżdżało też kino.

Sala w Janowcu nie miała gospodarza i zawaliła się. Była tam gdzie jest budynek socjalny.

Podobny los groził sali w Chichach.

 

Pan Jan jest doskonałym gawędziarzem. Opowiada wiele anegdot. Stara się dbać w swoją pamięć rozwiązując krzyżówki i grając w karty.

Anegdota o sprycie

W Kaczanówce  mieszkaliśmy praktycznie na samej granicy. W linii prostej było 4 km do rzeki granicznej Zbrucz a drogą 5-6 km.

Na moście granicznym na Zbruczu stał polski patrol Korpusu Ochrony Pogranicza i pilnował granicy. Po drugiej stronie rzeki stał ruski patrol i żołnierze tak sobie  gwarzyli. Było krótko po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku i klęsce bolszewików. Ruski pyta jak taki malutki kraj jak Polska pokonał kolosa – ZSRR. Polski wartownik odpowiada, że do tego to trzeba mieć spryt.

Pada pytanie co to jest spryt. Polak demonstruje go w następujący sposób: kładzie rękę na betonowym słupku granicznym i każe uderzyć. Szybko cofa rękę i ruski wali w beton. Już po zmianie warty, żołnierze ruscy w swojej kwaterze relacjonują rozmowę. Niestety nie ma tam betonowego słupka i postanawiają użyć własnej twarzy.  Efekt wiadomo jaki. Może to i kawał.

 

Anegdota o bezrobociu

Przed wojną w Kaczanówce byli też bezrobotni. Przyszło dwóch do księdza gdzieś w okolicy Kaczanówki szukając zarobku. Ksiądz miał drewno do porąbania. Zgodzili się za 2 zł, co było całkiem sporą kwotą. Ponieważ była to zima, ksiądz poprosił aby śpiewali kościelne pieśni.

Piłowali więc i śpiewali:  Lulajże, Jezuniu, lulajże lulaj…

Tempo było powolne, przyszedł ksiądz i kazał im śpiewać: Przybieżeli do Betlejem pasterze.

 

Jan i Janina Zygmunt z bliźniakami Zdzisławem i Krystyną, I Komunia św. 1967 r.

Jan Zygmunt zmarł 11 kwietnia 2020 roku i został pochowany 15 kwietnia 2020 roku na cmentarzu w Chichach.

Przypisy:

[i] Czop Jan – urodzony w 1927 r. w Kaczanówce w rodzinie rolniczej. Do szkoły chodził w Kaczanówce, a na tajne komplety uczęszczał w Skałacie. Ukończył geografię i geologię w Uniwersytecie Wrocławskim, Pracował między innymi w Przedsiębiorstwie Hydrogeologicznym i Centralnym Urzędzie Geologii w Warszawie. Katolicki działacz społeczny. Zaangażowany w odbudowę kościoła parafialnego w Kaczanówce. Zmarł w Warszawie. 12.11.2002.

Czop Emilia – z domu Tomczuk, żona Jana Czopa, urodzona w Skałacie. Szkołę średnią ukończyła w Skałacie, a rozpoczęte we Lwowie studia lingwistyczne ukończyła na Uniwersytecie Warszawskim. Była nauczycielką języka angielskiego w szkole średniej w Warszawie.

[ii] Ks. Tadeusz Załuczkowski – drugi administrator apostolski w Gorzowie. Tadeusz Załuczkowski urodził się 13 marca 1901 r. w Sorokach, w powiecie kołomyjskim, zmarł 19 lutego 1952 r. Jak podaje bp Paweł Socha, Załuczkowski „jako młody chłopiec był kawalerzystą i bronił niepodległości Polski („Studia Zielonogórskie”, 2008, nr 14). Ukończył seminarium duchowne we Lwowie, a świecenia kapłańskie przyjął w 1924 r. W 1949 r. został proboszczem lwowskiej parafii Świętej Elżbiety.
Z początkiem sierpnia 1946 r. objął parafię Świętej Rodziny w Szczecinie. 27 stycznia 1951 r. został rządcą ordynariatu gorzowskiego, na który to urząd powołała go Rada Konsultorów Administracji Gorzowskiej, a prymas Stefan Wyszyński decyzję tę zatwierdził. Kierował diecezją jako wikariusz kapitulny. Mimo bardzo krótkiego zarządzania administracją, erygował 131 parafii.
Ciało ks. prałata Załuczkowskiego zostało złożone na cmentarzu przy kościele św. Krzyża.

[iii] Ks. Włodzimierz Hajdukiewicz (1902–1974) – duchowny greckokatolicki. Ur. w Aksmanicach pow. Przemyśl, ukończył Greckokatolickie Seminarium Duchowne w Przemyślu, wyświęcony w 1927 r., żonaty. Po święceniach administrator w Jasielu pow. Sanok (1927–1929) i w Krywej pow. Gorlice (1929–1930). Od 1930 r. proboszcz. We wrześniu 1939 r. aresztowany i przez kilka dni przetrzymywany w Berezie Kartuskiej, po zwolnieniu powrócił do Krywej. W ramach akcji „Wisła” przesiedlony na Dolny Śląsk; wikariusz łacińskiej parafii w Szprotawie. Od 1957 r. odprawiał w rodzimym rycie – długoletni duszpasterz w Legnicy (1957–1974), Lesznie Dolnym pow. Szprotawa (1957–1961), Modłej pow. Głogów (1957–1974), Szprotawie (1961–1974), Przemkowie pow. Szprotawa (1958––1974). W 1965 r. odznaczony przez papieża Pawła VI honorowym tytułem papieskiego szambelana.
Zmarł w Szprotawie i tam został pochowany.

[iv] Chodzi o śląskiego botanika Heinricha Göpperta. Göppert był autorem wielu prac naukowych o życiu roślin (szczególnie drzew). Do jego najwybitniejszych osiągnięć należy wykrycie komórek roślinnych w preparatach mikroskopowych z węgla kamiennego. Niemiec rozstrzygnął tym samym długotrwałą debatę na temat pochodzenia węgla. W 2015 roku przywrócono jego pomnik w Szprotawie (zachował się cokół przedwojennego pomnika).

[v] Dawniej Podwołoczyska nazywały się Chlebanówka. Oficjalnie jako miasteczko istnieją od 1881 roku, wcześniej stanowiły przysiółek obszaru dworskiego o nazwie Staromiejszczyzna.

W 1870 rozpoczęto budowę linii kolejowej, a przy tym na gruntach hrabiego Baworowskiego powstało osiedle. Pierwszy pociąg zawitał 1 listopada 1871. W tym czasie stan katolików powiększył się o personel kolejowy i ludność napływową, szczególnie Mazurów. Zdecydowało to o budowie kościoła rzymskokatolickiego. 25 lipca 1880 na gruncie podarowanym przez hr. Wacława Baworowskiego wbudowano kamień węgielny pod kościół, który ukończono w maju 1883.

W połowie XIX wieku nastąpił szybki rozwój miejscowości na skutek budowy kolei galicyjskiej im. Karola Ludwika Lwów – Tarnopol – Wołoczyska. Odcinek łączący Tarnopol z Wołoczyskami oddano 5 listopada 1871. Wybudowano dużą stację przeładunkową. Zajmowano się głównie handlem rosyjskim zbożem. Przy kolei miał siedzibę austro-węgierski C.K. Główny Urząd Cłowy II klasy.

Po wybudowaniu kolei, na wniosek mieszkańców, sejm wydał ustawę, a cesarz austriacki Franciszek Józef I wydał sankcję powołującą miasteczko Podwołoczyska (1881).
Przemysł w miasteczku w latach 1881-1885 stanowiły dwa młyny zbożowe, dwie cegielnie i dwie fabryki albuminy. Poza tym było już rozbudowane rzemiosło i handel na co się składali: 1 aptekarz, 2 szewców, 2 krawców, 4 chirurgów, 5 piekarzy, 2 akuszerki, 1 murarz, 1 kupiec z mieszanymi towarami, 43 kupców zbożowych, 7 handlarzy drzewem, 4 kupców mąki i krup, 1 dzierżawca propin., 2 kupców bławatnych, 1 sklep korzenny, 3 handlarzy suknem, 9 kupców i szynkarzy wina, 6 spekulantów, 3 wekslarzy, 10 faktorów, 25 spedytorów i komisjonerów, 8 oberżystów, 1 kawiarz, 17 szynkarzy. Rozwój miejscowości zaczął się dopiero w 1856 r., po wybudowaniu linii kolejowej Tarnopol-Wołoczyska, która połączyła systemy kolejowe zachodniej Europy i Rosji, wiążąc Lwów z Kijowem i Odessą. Stacja w Podwołoczyskach stała się głównym przejściem granicznym pomiędzy Austrią i Rosją.

[vi] Pewex, Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego „Pewex” – przedsiębiorstwo państwowe z siedzibą w Warszawie, prowadzące sieć sklepów i kiosków walutowych w PRL. Powstało ono w 1972 z przekształcenia sklepów dewizowych banku PeKaO, w których można było kupić za waluty wymienialne towary niedostępne w innych sklepach lub trudno dostępne, zarówno importowane, jak i krajowe. Z tego powodu marka „Pewex” (której brzmienie wywodzi się od skrótu Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego) była w czasach PRL synonimem towarów luksusowych.

[vii] Może to nawet był pan Witold Gruca urodzony i wykształcony w Krakowie (ur. 1923 r.). Był tancerzem i aktorem w sezonie 1946-1947 w Teatrze Ziemi Opolskiej w Opolu, w roku 1948 tancerzem Opery Wrocławskiej, w latach 1949-1952 Opery Poznańskiej.

3 Komentarze

    • Krzysztof on 4 listopada 2020 at 13:08

    Moi dziadkowie pochodzą z Kaczanówki.
    Józef Lis (pradziadek) był kościelnym w Kaczanówce
    Katarzyna Lis (prababcia z domu prawdopodobnie Wirzman)
    Ich syn Jan Lis (mój dziadek) był ministrantem

    • Paweł on 23 września 2020 at 22:38

    czytałem z ciekawością i podziwiałem ilość pamiątek. Może i mój rodzinny Ożarów obecnie Mazowiecki uda się odkryć.

    • mieczysław on 23 lipca 2019 at 22:18

    Dane mi było poznać Pana Jana osobiście, dumny jestem z tego, że przekazał tyle historycznych informacji o kresach, Kaczanówce i pierwszych latach powojennych tu na ziemiach odzyskanych. Moi Rodzice i starsze rodzeństwo też go znali także z Kaczanówki.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.